Też muszę przyznać rację, beznadziejna była, i szczerze mówiąc nie wiem co Henry w niej widział, a poza tym miał bardzo ładną żonę, a za kochankę wziął sobie takiego papudraka :).
Używał jej do narkotykowego biznesu. Mógł wiele jej wybaczyć. Poza tym, każdy ma swój własny gust. Żonę w filmie miał i może ładną, ale pamiętajmy, że bogaci ludzie mogą pozwolić sobie na więcej(patrz Charlie Sheen) xd
Trochę w tym racji jest! Mnie najbardziej w niej denerwowała ta jej drętwa narracja i jak dla mnie brzmiała niczym symulator głosu. Dobrze, że to tylko jedna, drobna wada tak dobrego filmu jak "Goodfellas" :)
Tylko to? Zdumiewające, jak niewiele się tu dzieje i jakimi drobnymi rzezimieszkami są bohaterowie filmu. Zajmują się okradaniem ciężarówek i handlem... papierosami. Czasem kradną futra. Gdy tylko zabierają się za grubszy numer (narkotyki), niemal natychmiast ładują się w tarapaty. A gdy podskakują mafii i to naprawdę gościowi z najniższego szczebla, od razu zostają załatwieni. To film o płotkach. Jeśli coś faktycznie zasługuje na wyróżnienie to czołówka Saula Bassa (napisy przelatujące jak z okna pociągu) i aktorstwo, zwłaszcza RAYA LIOTTY i PAULA SORVINO, zupełnie za swe indywidualne występy niedocenionych na rzecz wyjątkowo nudnego Roberta De Niro i faktycznie rewelacyjnego Joe Pesci.